dzień I
Trasę dojazdową obraliśmy po wschodniej stronie Wisły, przez Kazimierz Dolny. Jest całkiem spokojnie i przyjemnie, Lubelszczyzna koi krajobrazem plantacji chmielowych. Na Podkarpaciu ruch jest nieco większy, ale za Rymanowem klimat się zmienia, czuć już prawdziwe Biesy. Nocleg znajdujemy na polu biwakowym nad rzeką Jasiółką, (49°27’54.8″N 21°43’53.3″E) są wiaty, miejsca na ognisko i to wszystko za free, jak dla nas full wypas. Palimy ognicho głównie z desek pochodzących z rozbiórki starego kibla, dlatego zaniechałem pieczenia czegokolwiek, chłopakom to nie przeszkadzało i uwędzili sobie aromatyczne kiełbaski.
Zwijamy się we wczesnoporannych mgłach. Na Słowację przeskakujemy drogą z Radoszyc, w Miedzilaborcach odbijamy w lewo i lecimy szosą wzdłuż granicy na Národný park Poloniny. Klimat i krajobraz są niebywale wspaniałe do uprawiania motocyklizmu. Ciepłe wrześniowe słońce, pełne zakrętów drogi obsadzone jabłonkami wiją się wśród niewielkich gór. Wszystko to przy zerowym ruchu. Gdy jest tylko okazja odbijamy w bok i szutrem czy pastwiskiem wjeżdżamy na jakieś wzniesienie czy połoninę.
Im bliżej granicy ukraińskiej tym droga wznosi się coraz wyżej, robi się więcej serpentyn i stromych zjazów w doliny. Jest gdzie poszaleć w zakrętach. Dobiwszy do Ukrainy wracamy podobną lecz nieco zmodyfikowaną trasą. Granicę z Polską przekraczamy dzikim szutrowo-kamienistym szlakiem z Čertižné na Jaśliska. Lądujemy na tym samym polu co wczoraj. Wieczorem, dopalając resztki wychodka obserwujemy pętlę bieszczadzką, a na niej całe wilcze stada motocykli zjeżdżających na weekend.
dzień III
Po kawce i małej toalecie w rześkim strumieniu ruszamy na Wielką Pętlę. Jazda nią to wielka radość, ilość motocykli znacznie przekracza nasze wyobrażenia, lewa ręka boli od pozdrowień. Niestety temat konkretnego dociśnięcia psują autokary popylające 2km/h pod górę a wyprzedzić ich nie ma jak. Dzięki temu jest więcej czasu na podziwianie widoków a te wiadomo zapierają dech w piersiach, mimo że już nie pierwszy raz tu się jest. Wspaniałe wysokie góry zakończone łysymi połoninami, gęste lasy iglaste, rzeki i strumienie splatające się z drogami w dolinach, jedziesz w tym i nie chcesz aby się skończyło. Szczególnie polecamy odbić na Muczne i dalej kamienistym duktem za Tarnawą Niżną grzać aż do Bukowca.
Droga biegnie przy słupach granicznych, w dali widać ukraińskie chałupy. Po drodze w Mucznem, na wniosek naszego Waldzia wstępujemy do bieszczadzkiego myśliwego na pokaz biżuterii. Oglądamy wspaniałe ozdoby wykonane z kości, kłów, pazurów dzikich zwierząt takich jak wilki, dziki czy niedźwiedzie. Przy okazji dowiadujemy się co nieco o tamtejszej faunie. Kolejny etap to ucieczka na Pogórze Przemyskie. Klucząc między wioskami dopadamy do Sanu i dalej przy rzece, żwirówką lecimy na Dynów. Wieczorny widok na San i sama trasa są na tyle atrakcyjne, że wspólnie stwierdzamy, że nie ustępują samej pętli bieszczadzkiej. Biwakujemy zupełnie samotnie w dziczy na polu „Niezapominajka” (49°45’26.6″N 22°17’20.0″E)
dzień IV
Rankiem budzi nas tętent kopyt i mija nas mały oddział żołnierzy, tak na oko z I wojny światowej. Pewnie nacierają na Twierdzę Przemyśl. Wracamy szybko do naszych czasów, zwijamy cały majdan i lecimy w drogę powrotną. Trasą 835 szerokim łukiem przez Lubelszczyznę kończymy nasz wyjazd. Wszystkiego wyszło około 1400 km.