W tym roku sezon postanowiliśmy zakończyć tym co lubimy najbardziej czyli wypadem. Wiadomo, dzień kończy się o 15, więc niezbyt dalekie Góry Świętokrzyskie są w sam raz. Na bazie wojskowych map topograficznych układam trasy o możliwie największym skomplikowaniu i w sobotni deszczowy poranek ruszamy w drogę. Pierwsze przygody offroadowe mamy w dolinie Pilicy. Rozmiękłe łąki, leśne głębokie piachy przykryte cienką warstwą liści mocno rozgrzewają sprzęty i nas w ten zimny listopadowy dzień. Trochę wytchnienia na lokalnych asfaltach, i już gnamy mocno błotnistym traktem przez lasy pomiędzy Przysuchą a Końskim. W pewnym momencie załoga gdzieś przepadła w tyle, więc przystanąłem aby zaczekać. Nagle sruu! huk jak cholera, Krystian przypierdolił we mnie z tyłu. Leży teraz biedny w błocie, v-strom stracił przednią szybę i kierunek. U mnie w GS-ie szrama na kufrze i też kierunek, ale tylko wypadnięty, bez problemu udało się go zamontować z powrotem. Waldi ostro glebi w ostatniej kałuży tuż przed wyjazdem na asfalt, transalp traci owiewkę boczną. Tego dnia zaliczamy jeszcze jeden bardzo fajny przelot drogą leśną z Wąchocka do Bodzentyna. Lądujemy na agrokwaterze w Nowej Słupi, gospodarz natychmiast bez żadnego pytania dociął na krajzedze podkładki z deseczek aby boczne stopki się nam w miękki trawnik nie wbijały. Widać nie raz już naszych gościł. Wieczór spędzamy głównie na planowaniu wypadów na kolejne sezony. Wypijamy litra bourbona na trzech, chłopaki pobili rekord stulecia, rozcieńczyli swoje 2 części 3 litrami coca-coli! Ja na tak ubogiej mieszance bym się krztusił więc piłem na czysto 😉 W niedziele Świętokrzysztofowianie tłumnie ruszają do kościołów a my dajemy dyla na objazd ich ziem. Pogoda jak na listopad rozpieszcza, +10 i słońce, dajemy asfalcikami przez pasmo klonowskie. Dalej znajduję odbicie na drogę polną wokół jakiegoś niewielkiego pagórka. Ten cholerny ze 2 kilometrowy kawałeczek daje ostro nam w kość, zajebiście śliska rozmiękła lesso-glinka szybko wypełnia rowki bieżników i jest jazda figurowa na łyżwach. Krystiana v-strom traci końcówkę klamki hamulca. Dalsza trasa wiedzie na zbiornik retencyjny Hańcza i dobrze, im dalej na południe tym mniej zabudowań, robi się coraz przestrzenniej. Szczególnie polecam atrakcyjne krajobrazowo drogi poprzez i wokół lasów Cisowińsko – Orłowińskiego PN. Na tamie na Hańczy spotykamy bikerów na BMW RT. Trochę gadamy, gapimy się na szeroką panoramę zalewu i robimy zdjecia. Czas ucieka, spadamy na Iwaniska i zamek Krzyżtopór. Zamek robi wspaniałe wrażenie, dodatkowo szary listopad dodaje mroczności ruinom. Złazimy podziemia, dziedziniec oraz górne kondygnacje z których rozpościera się wspaniały widok na wioski wokół. W zupełnych ciemnościach wracamy do barłogów na agro. Następnego dnia nadchodzi czas powrotu, ale to nie koniec przygody ponieważ eksplorujemy jeszcze nadrzeczne szlaki Doliny Nidy. W sumie zrobiliśmy ze 660 km to niezbyt wiele, ale było sporo zwiedzania, taplania w błocie, imprezowania 😉
Pingback: Givi Airflow vs MRA Vario Touring - Motocyklista.net | Motocyklista.net