Marzenia stają się czasem śmiertelne.
Michał Hernik pojechał do Ameryki Południowej po spełnienie marzeń. Rajd Dakar zebrał jednak po raz kolejny śmiertelne żniwo i w 35-letniej historii rywalizacji odebrał życie pierwszemu Polakowi. Nadal nie są znane okoliczności jego śmierci. Jego ciało bez żadnych obrażeń leżało obok motocykla, 300 metrów od trasy.
– To najgorsza informacja, jaka mogła do nas dotrzeć z rajdowej trasy. Wciąż nie mogę w to uwierzyć. Niestety, realizacja największej pasji kosztowała Michała życie. Jest mi bardzo przykro. Wszyscy łączymy się w bólu z jego bliskimi – podkreślił tworzący załogę samochodową z Brytyjczykiem Markiem Powellem Dąbrowski. Jego pilotem miał być Czachor, który w ostatniej chwili zrezygnował ze startu z powodu śmierci syna.
Mówił o sobie „marzyciel zza biurka”, pracował jako menedżer, ale od wczesnej młodości pasjonowały go motocykle. – Moim marzeniem było poczuć wiatr we włosach… Od początku ciągnęło mnie do jazdy terenowej. Pomiędzy studiami a pierwszą pracą cały kapitał, który posiadałem, przeznaczyłem na sześciomiesięczną podróż do Azji i Afryki. Teraz celem i marzeniem jest meta w Buenos Aires 17 stycznia. Byłby to wspaniały prezent na moje 40. urodziny – mówił jeszcze przed startem rajdu Hernik.
„Nasz Dakar rozpoczął się niezapomnianą ceremonią na rampie na Plaza de Majo. Jechaliśmy z biwaku przez centrum Buenos wśród setek, a może tysięcy kibiców machających i pozdrawiających nas. To było wspaniale uczucie widzieć taki entuzjazm na twarzach tych ludzi. Tak długo marzyliśmy o starcie i oto ten moment nadszedł. Jutro świtem wyruszamy na pierwszy odcinek. Czeka nas 175km odcinka specjalnego i 663km dojazdówki. Czegoś takiego jeszcze nigdy w żadnym rajdzie nie doświadczyliśmy. Trzymajcie mocno za nas kciuki” – to ostatni wpis Hernika na stronie internetowej naszdakar.pl.