Pomysł mini wypadu powstał w związku z listopadowym długim weekendem i mocno sprzyjającą jak na tę porę roku aurą. Lecimy na trzy motocykle Krystian V-strom 650, Waldziu Transalp XL 650 i ja (Emil) na R1200GS. Aby dopełnić różnorodności towarzystwa miał być jeszcze w orszaku Sówka na swym Harleyu, ale niestety musiał iść do roboty. Każdy z nas ma przydzielone funkcje, ja jestem nawigatorem, na moich barkach spoczywa wybór trasy, miejsc postoju, Krystian jest kamerzystą, oraz managerem od spraw zakwaterowania. Wiadomo człowiek nie bydle na samej wodzie nie pojedzie – Waldziu zajmuje się napojami.
Spotykamy się jak jak zwykle pod sklepem u Waldzia, w miejscowości Bobrowiec, tym razem o dziwo nikt się nie spóźnił. Gnamy najpierw trasą 728 na Grójec, potem szybko nudną S7 przy której główną atrakcją krajobrazową są bariery dźwiękochłonne. W Białobrzegach odbijamy na DK 48 i od razu robi się ciekawiej, trochę lasu, łąk, ruch umiarkowany. Poranne chmury się przecierają, wychodzi słońce i przyjemnie nagrzewa nasze czarne ubiory, robi się coraz lepiej.
Przejeżdżamy przez Wyśmierzyce najmniejsze miasto w Polsce, napotykamy jedyny samochód zaparkowany pod jakimś urzędem i strażnika miejskiego wlepiającego mandat. Jak widać mimo, że miasteczko najmniejsze nie uniknęło tej zarazy. W Potworowie kierujemy się na Przysuchę, przemierzamy zagłębie paprykowe, ale wiadomo jest listopad szklarnie stoją zupełnie puste. Pierwszy postój robimy przy małym zalewie na rzece Radomce, Waldziu i Krystian od razu rzucają się na prowiant i napoje mimo że ujechaliśmy ledwie 100km.
W Końskim gubię drogę i wprowadzam nieco chaosu nawigacyjnego, ale po dłuższej chwili znajduję szosę 728 i gnamy na zamek w Chęcinach. Trasa robi się coraz ciekawsza, pokonując łagodne wzniesienia mijamy małe wioski, lasy głównie iglaste, gdzie nie gdzie poprzetykane ostatnimi żółtymi listkami brzozy. Na parkingu pod zamkiem dowiadujemy się, że trwa remont i wejście na dziedziniec jest zamknięte. Mimo to postanowiliśmy wejść na górę zamkową. Chłopaki oczywiście musieli najpierw puścić w ruch termosy i kanapki. Zamek stoi na dosyć wysokim i stromym wzniesieniu, obok nawet jest mała skałka. Robię kilka czarno-białych zdjęć ogromnym, staroświeckim aparatem wzbudzając popłoch wśród turystów. Spod bram zamku (wyżej ochroniarze nas nie wpuścili) roztacza się piękny widok na Chęciny i … Biedronkę, Waldziu jako właściciel małego sklepu śle kilka nieprzyzwoitych słów.
Jako że jest listopad i dzień kończy się kiedy latem jest wczesne popołudnie, śpieszymy ku miejscu spoczynku. Staram się poprowadzić bocznymi drogami tak, aby nie wjechać do miasta Kielce. Nie było to łatwe, ruch spory na dojazdówkach, remonty. Ale w końcu udaje się, wypadamy na drogę nr 753. Oglądając pasmo Łysogór, dojeżdżamy do wcześniej zarezerwowanej agroturystyki w Trzciance. Meldujemy się, nieco rozpakowujemy toboły następnie ruszamy szukać najważniejszego punktu dnia czyli ciepłego posiłku.
Wsuwamy w pięknym „Dworze świętokrzyskim”, Waldziu ma drobną przygodę z kociołkiem gulaszowym ale udaje mu się opanować sytuację, jeszcze tylko szybkie zakupy w Nowej Słupi i z powrotem do agro. Wieczór jest długi, więc Waldziu częstuje pysznym, wytworzonym własnoręcznie bim******m 😉 Nie pijemy go dużo bo jest plan aby wczesnym rankiem ruszyć z buta szlakiem na łysą górę. Tym niemniej rozmowy trwają do późna i udało się poruszyć nawet tematy z poza motocyklizmu.
Dopiero w świetle wczesnego poranka doceniamy piękno miejsca w którym jesteśmy, z tarasu widać panoramę na Kobylą Górę i Pasmo Jeleniowskie. Jako że Trzcianka leży w dolinie, góry te wydają się całkiem duże jak na rejon świętokrzyski. Kawa, śniadanie i już jesteśmy na szlaku na Łysą Górę. Szlak wiedzie pięknym lasem grabowym gdzie jest mnóstwo starodrzewia a poszycie stanowią małe jodły. Na szczycie oglądamy Klasztor św Krzyża oraz ze specjalnie przygotowanego tarasu podziwiamy gołoborze i widok na Chełmową Górę. Wracamy tą samą trasą.
Na kwaterze meldujemy się przed południem. Krystian i Waldziu oczywiście wchłaniają drugie śniadanie i robią kanapki na drogę, napełniają termosy. Dużo rozmawiamy z przemiłą Panią Gospodynią, opowiada kilka ciekawych historii, np. o osobistej audiencji u samego JP2, czy też o włoskich myśliwych którzy zostawili 150 euro napiwku. Żegnamy się, wskakujemy na motocykle i udajemy się w drogę powrotną.
Lecimy 751 na Ostrowiec Świętokrzyski, piękny równiutki asfalt, łagodnie wzniesienia i doliny, szerokie łuki. W Bałtowie skręcamy w niesamowity wąwóz pnący się do góry, szkoda że taki krótki i już jesteśmy na trasie na Sienno. Prowadzę poprzez szosy lokalne równolegle do dróg S9 i DK79 starając się nie wypaść na żadną z nich, chcemy ciszy i spokoju. Odległości między wioskami całkiem spore, są lasy, puste pola uprawne, zerowy ruch, słońce świeci. W ten sposób dojeżdżamy do Pionek. Kilkanaście kilometrów wcześniej zaliczyliśmy postój przy małym jeziorku śródleśnym – chłopaki oczywiście dobyli termosów i oczyścili zapasy kanapek. Dalej już tylko Puszcza Kozienicka, Głowaczów, Warka, Chynów i do domu… Było by to już po relacji ale 15 km przed końcem wpadłem na szatański pomysł i koło kościoła w Prażmowie wywiodłem wycieczkę w teren, chłopaki nie wiedzieli o co chodzi, widziałem za szybami kasków wybałuszone oczy ze zdziwienia. Gnamy błotnistymi szutrami przy rzece Jeziorce, potem na górę polami, jest i kawałek po dukcie leśnym. Rozstajemy się pod sklepem u Waldzia, zastanawiając się czy jeszcze przed zimą da radę zmontować jakąś dłuższą trasę.
Już wkrótce video clip z drogi.
MAPA TRASY TAM:
MAPA TRASY Z POWROTEM:
Film z drogi:
Świętokrzyskie motocyklem przez f1019707819