Ride Must Go On – Istanbul to Magadan from Ride Must Go On on Vimeo.
Najnowsze wpisy
Kategorie
Meta
motocyklista na facebooku
Pomysł mini wypadu powstał w związku z listopadowym długim weekendem i mocno sprzyjającą jak na tę porę roku aurą. Lecimy na trzy motocykle Krystian V-strom 650, Waldziu Transalp XL 650 i ja (Emil) na R1200GS. Aby dopełnić różnorodności towarzystwa miał być jeszcze w orszaku Sówka na swym Harleyu, ale niestety musiał iść do roboty. Każdy z nas ma przydzielone funkcje, ja jestem nawigatorem, na moich barkach spoczywa wybór trasy, miejsc postoju, Krystian jest kamerzystą, oraz managerem od spraw zakwaterowania. Wiadomo człowiek nie bydle na samej wodzie nie pojedzie – Waldziu zajmuje się napojami.
Spotykamy się jak jak zwykle pod sklepem u Waldzia, w miejscowości Bobrowiec, tym razem o dziwo nikt się nie spóźnił. Gnamy najpierw trasą 728 na Grójec, potem szybko nudną S7 przy której główną atrakcją krajobrazową są bariery dźwiękochłonne. W Białobrzegach odbijamy na DK 48 i od razu robi się ciekawiej, trochę lasu, łąk, ruch umiarkowany. Poranne chmury się przecierają, wychodzi słońce i przyjemnie nagrzewa nasze czarne ubiory, robi się coraz lepiej.
Przejeżdżamy przez Wyśmierzyce najmniejsze miasto w Polsce, napotykamy jedyny samochód zaparkowany pod jakimś urzędem i strażnika miejskiego wlepiającego mandat. Jak widać mimo, że miasteczko najmniejsze nie uniknęło tej zarazy. W Potworowie kierujemy się na Przysuchę, przemierzamy zagłębie paprykowe, ale wiadomo jest listopad szklarnie stoją zupełnie puste. Pierwszy postój robimy przy małym zalewie na rzece Radomce, Waldziu i Krystian od razu rzucają się na prowiant i napoje mimo że ujechaliśmy ledwie 100km.
W Końskim gubię drogę i wprowadzam nieco chaosu nawigacyjnego, ale po dłuższej chwili znajduję szosę 728 i gnamy na zamek w Chęcinach. Trasa robi się coraz ciekawsza, pokonując łagodne wzniesienia mijamy małe wioski, lasy głównie iglaste, gdzie nie gdzie poprzetykane ostatnimi żółtymi listkami brzozy. Na parkingu pod zamkiem dowiadujemy się, że trwa remont i wejście na dziedziniec jest zamknięte. Mimo to postanowiliśmy wejść na górę zamkową. Chłopaki oczywiście musieli najpierw puścić w ruch termosy i kanapki. Zamek stoi na dosyć wysokim i stromym wzniesieniu, obok nawet jest mała skałka. Robię kilka czarno-białych zdjęć ogromnym, staroświeckim aparatem wzbudzając popłoch wśród turystów. Spod bram zamku (wyżej ochroniarze nas nie wpuścili) roztacza się piękny widok na Chęciny i … Biedronkę, Waldziu jako właściciel małego sklepu śle kilka nieprzyzwoitych słów.
Jako że jest listopad i dzień kończy się kiedy latem jest wczesne popołudnie, śpieszymy ku miejscu spoczynku. Staram się poprowadzić bocznymi drogami tak, aby nie wjechać do miasta Kielce. Nie było to łatwe, ruch spory na dojazdówkach, remonty. Ale w końcu udaje się, wypadamy na drogę nr 753. Oglądając pasmo Łysogór, dojeżdżamy do wcześniej zarezerwowanej agroturystyki w Trzciance. Meldujemy się, nieco rozpakowujemy toboły następnie ruszamy szukać najważniejszego punktu dnia czyli ciepłego posiłku.
Wsuwamy w pięknym „Dworze świętokrzyskim”, Waldziu ma drobną przygodę z kociołkiem gulaszowym ale udaje mu się opanować sytuację, jeszcze tylko szybkie zakupy w Nowej Słupi i z powrotem do agro. Wieczór jest długi, więc Waldziu częstuje pysznym, wytworzonym własnoręcznie bim******m 😉 Nie pijemy go dużo bo jest plan aby wczesnym rankiem ruszyć z buta szlakiem na łysą górę. Tym niemniej rozmowy trwają do późna i udało się poruszyć nawet tematy z poza motocyklizmu.
Dopiero w świetle wczesnego poranka doceniamy piękno miejsca w którym jesteśmy, z tarasu widać panoramę na Kobylą Górę i Pasmo Jeleniowskie. Jako że Trzcianka leży w dolinie, góry te wydają się całkiem duże jak na rejon świętokrzyski. Kawa, śniadanie i już jesteśmy na szlaku na Łysą Górę. Szlak wiedzie pięknym lasem grabowym gdzie jest mnóstwo starodrzewia a poszycie stanowią małe jodły. Na szczycie oglądamy Klasztor św Krzyża oraz ze specjalnie przygotowanego tarasu podziwiamy gołoborze i widok na Chełmową Górę. Wracamy tą samą trasą.
Na kwaterze meldujemy się przed południem. Krystian i Waldziu oczywiście wchłaniają drugie śniadanie i robią kanapki na drogę, napełniają termosy. Dużo rozmawiamy z przemiłą Panią Gospodynią, opowiada kilka ciekawych historii, np. o osobistej audiencji u samego JP2, czy też o włoskich myśliwych którzy zostawili 150 euro napiwku. Żegnamy się, wskakujemy na motocykle i udajemy się w drogę powrotną.
Lecimy 751 na Ostrowiec Świętokrzyski, piękny równiutki asfalt, łagodnie wzniesienia i doliny, szerokie łuki. W Bałtowie skręcamy w niesamowity wąwóz pnący się do góry, szkoda że taki krótki i już jesteśmy na trasie na Sienno. Prowadzę poprzez szosy lokalne równolegle do dróg S9 i DK79 starając się nie wypaść na żadną z nich, chcemy ciszy i spokoju. Odległości między wioskami całkiem spore, są lasy, puste pola uprawne, zerowy ruch, słońce świeci. W ten sposób dojeżdżamy do Pionek. Kilkanaście kilometrów wcześniej zaliczyliśmy postój przy małym jeziorku śródleśnym – chłopaki oczywiście dobyli termosów i oczyścili zapasy kanapek. Dalej już tylko Puszcza Kozienicka, Głowaczów, Warka, Chynów i do domu… Było by to już po relacji ale 15 km przed końcem wpadłem na szatański pomysł i koło kościoła w Prażmowie wywiodłem wycieczkę w teren, chłopaki nie wiedzieli o co chodzi, widziałem za szybami kasków wybałuszone oczy ze zdziwienia. Gnamy błotnistymi szutrami przy rzece Jeziorce, potem na górę polami, jest i kawałek po dukcie leśnym. Rozstajemy się pod sklepem u Waldzia, zastanawiając się czy jeszcze przed zimą da radę zmontować jakąś dłuższą trasę.
Już wkrótce video clip z drogi.
MAPA TRASY TAM:
MAPA TRASY Z POWROTEM:
Film z drogi:
Świętokrzyskie motocyklem przez f1019707819
Rewelacyjny film autorstwa Alex’a Chacon który w 500 dni jechał z alaski do Argentyny na Kawasaki KLR 650.
Oglądając nasz serwis zauważyliście że bardzo dużo umieszczamy filmów z „naszej drogi”. Ja osobiście uwielbiam oglądać filmy właśnie z perspektywy kierowcy. W sieci pokazał się rewelacyjny film pokazujący Azje zza kierwnicy :).
Miłego oglądania!
Junak piątą marką motocyklową w Polsce, wyprzedził i Harleya i KTM i Suzuki,tak ,tak,Junak schodzi ze sklepów jak świeże bułeczki.
Motocykle Junak były piątą najczęściej wybieraną przez Polaków marką jednośladów. Awans do tę pozycję był wynikiem wzrostu sprzedaży o ponad 112% w stosunku do roku 2013.
Nowe* MOTOCYKLE – ranking marek – 2014 narastająco | ||||||
Pozycja | Marka | Rok narastająco Styczeń – Grudzień | ||||
2014 | Udział % | 2013 | Udział % | % Zmiana | ||
1 | ROMET MOTORS | 1775 | 18,0% | 1139 | 15,4% | 55,8% |
2 | YAMAHA | 1198 | 12,2% | 673 | 9,1% | 78,0% |
3 | BMW | 982 | 10,0% | 759 | 10,3% | 29,4% |
4 | HONDA | 939 | 9,5% | 794 | 10,7% | 18,3% |
5 | JUNAK | 875 | 8,9% | 412 | 5,6% | 112,4% |
6 | KAWASAKI | 625 | 6,3% | 510 | 6,9% | 22,5% |
7 | HARLEY-DAVIDSON | 504 | 5,1% | 490 | 6,6% | 2,9% |
8 | KTM | 490 | 5,0% | 364 | 4,9% | 34,6% |
9 | SUZUKI | 468 | 4,8% | 485 | 6,6% | -3,5% |
10 | KYMCO | 458 | 4,7% | 254 | 3,4% | 80,3% |
RAZEM 1-10 | 8314 | 84,4% | 5880 | 79,6% | 41,4% | |
POZOSTAŁE MARKI | 1531 | 15,6% | 1510 | 20,4% | 1,4% | |
RAZEM | 9845 | 100% | 7390 | 100% | 33,2% | |
Źródło: analizy PZPM na podstawie danych CEP, MSW |
Dane PZPM za ubiegłe 12 miesięcy przynoszą nam kolejną dobrą informację w segmencie pojazdów do 50 ccm. Motorowery Junak były drugimi, najczęściej nabywanymi jednośladami małolitrażowymi. W stosunku do roku 2013 Junak odnotował wzrost na poziomie 55.7%.
Nowe MOTOROWERY – ranking marek – 2014 narastająco | ||||||
Pozycja | Marka | Rok narastająco Styczeń – Grudzień | ||||
2014 | Udział % | 2013 | Udział % | % Zmiana | ||
1 | ROMET MOTORS | 15424 | 37,99% | 19234 | 39,53% | -19,8% |
2 | JUNAK | 5064 | 12,40% | 3252 | 6,65% | 55,7% |
3 | ZIPP | 4476 | 11,02% | 5664 | 11,54% | -21,0% |
4 | TOROS | 4414 | 10,89% | 5367 | 11,06% | -17,8% |
5 | TAOTAO | 1410 | 3,45% | 1198 | 2,44% | 17,7% |
6 | WONJAN | 1361 | 3,33% | 841 | 1,72% | 61,8% |
7 | KYMCO | 1075 | 2,65% | 1418 | 2,89% | -24,2% |
8 | DAFIER | 952 | 2,32% | 1372 | 2,79% | -30,6% |
9 | WANGYE | 676 | 1,65% | 787 | 1,61% | -14,1% |
10 | LONGIJA | 652 | 1,60% | 865 | 1,77% | -24,6% |
RAZEM 1-10 | 35504 | 87,3% | 39998 | 82,0% | -11,2% | |
POZOSTAŁE MARKI | 5215 | 12,8% | 8757 | 18,0% | -40,4% | |
RAZEM | 40719 | 100% | 48755 | 100% | -16,5% |
Za nami niezwykle interesujący sezon 2014, który pozwala z optymizmem patrzeć na najbliższe miesiące. Junak przez ostatnie 2 kwartały bardzo intensywnie pracował nad rozwojem swojej kolekcji, zwłaszcza w klasie 125 ccm. Już w grudniu zaprezentowaliśmy kilkanaście nowych propozycji, których oficjalna sprzedaż ruszy na przełomie lutego i marca, mówi Karol Kopytek kierownik d/s obsługi klientów kluczowych Almot.
Ubiegłoroczny sukces to nie tylko zasługa naszego ogromnego wysiłku i pasji. Wielki udział w rozwoju marki Junak mają również nasi dealerzy, media oraz szczerzy sympatycy naszych jednośladów. Wam wszystkim należą się słowa wdzięczności oraz podziękowania. – dodaje.
Jest piękny słoneczny październik, prawdziwa złota jesień. Co prawda w nocy temperatura już spada do zera stopni, ale to nie powstrzymuje nas przed pomysłem wypadu na mazury, pod namiot oczywiście. Lecimy na trzy motocykle, Krystian na swym V-stromie 650, Waldziu na Transalpie i ja na R1200GS.
Tekst: Emil
Zdjęcia: Emil / Krystian
Dzień pierwszy – na Roś!
Spotykamy się pod sklepem u Waldzia w miejscowości Bobrowiec, ruszamy po godz. 14.
Jest plan aby dotrzeć grubo przed wieczorem do pola namiotowego nad jeziorem Roś. Słońce zachodzi już o 18-tej więc czasu nie ma za wiele. Początek trasy wiadomo nie jest zbyt ciekawy – trzeba wydostać się z Mazowsza.
Przekraczamy Wisłę w Górze Kalwarii i DK50 w tabunie tirów gnamy na Ostrów Mazowiecki. Waldziu w swej do złudzenia przypominającej policyjną, kamizelce odblaskowej świetnie toruje nam drogę. Ta monotonia trwała by dalej, gdyby nie mały incydent przed Brokiem. Waldziu gdzieś uciekł nam z przodu, miedzy mną a Krystianem jedzie jakiś samochód i tak 120 km/h wchodzimy w zakręt, za zakrętem wyrasta mi przed oczami zderzak gwałtownie hamującego auta, którego kierowca przestraszył się rowerzysty. Daję z całej siły w klamkę, abs interweniuje krótkimi impulsami. W lusterkach widzę mocno heblujące auto za mną, smród gumy. Wyhamowuję w bezpiecznej odległości, na następnym postoju składam hołd zaciskom hamulcowym. Krystian też dał radę ale musiał zastosować technikę z omijaniem przeszkody.
Za Ostrowem kierujemy się na Łomżę, ale do niej nie dojeżdżamy, w Śniadowie skręcamy na Nowogród i dalej skrótem, drogami lokalnymi jedziemy na Pisz. Zaczyna się robić ciekawie, zupełnie pusto na drogach. Wokoło pola po horyzont, rolnicy zbierający ostatnie plony, grupa jakiś dużych ptaków na rżysku szykuje się do odlotu… Ale nie bardzo jest czas na kontemplację, słońce już nisko a trzeba jeszcze rozbić obóz nad jeziorem.
W Nowogrodzie gubię drogę, na rondzie remont i ktoś poprzestawiał drogowskazy, pół godziny w plecy. Po wskazówkach od miejscowych udaje nam się złapać odpowiedni kierunek i przekroczywszy Narew dopadamy do DK 63 na Pisz. Nadciąga wieczór, temperatura spada, widzę dym z kominów na Piszańskich osiedlach, ludzie już rozpalają w piecach a my mamy tylko namiociki. Jeszcze chwila i widzimy jezioro, jadąc leśnym duktem szukam jakiegoś miejsca na obóz, nagle widzę coś po lewo, hamuję gwałtownie. Krystian się zagapił i krzycząc z przerażenia leci po piachu na swych szosowych oponach jak na łyżwach. Rozpierzchamy się po rowach aby w nas nie przywalił.
Finalnie znajdujemy pole biwakowe „Stoczek” zupełnie opuszczone, co nie dziwi o tej porze roku. Jest już mocna szarówka zarządzam priorytety, rozbijać się szybko, a sam szukam drewna na ognisko. Wszystko w około w lesie wyzbierane. Widząc zeschłe pokrzywy nad jeziorem wpadam na pomysł, że biwakowicze latem tam nie z pewnością nie szabrowali, i nie mylę się, znajduję mnóstwo zeschłych grubych olchowych konarów i pomniejszych gałęzi. Palimy spore ognisko, Krystian dumnie siedzi na swym krześle, które przytargał mimo mocnych ograniczeń pojemności bagażowej motocykla.
Waldziu polewa swoje pyszne destylaty. Ograniczam się w spożyciu, wiadomo nawigator musi być światły na drugi dzień, i nigdzie nie pojedziemy jak ktokolwiek wydmucha cokolwiek. 23:15 włączam cyferblat na motocyklu, widzę tylko +3c. Nagle ciszę nocną rozdziera przeraźliwy ryk jakiegoś zwierzęcia, potem kolejnego i jeszcze kilku. Odgaduję, że to jelenie mają rykowisko, nawołując w ten sposób samice. Straszymy Waldzia, że jego czerwony namiot z logo Coca-Cola zwabi mu rogate towarzystwo na noc. Grubo po północy, wypaliwszy wszystkie drewno kładziemy się spać. Chłopaki wypili więcej ode mnie więc już po chwili smacznie chrapią, ja niestety cierpię na bezsenność i prawie całą noc wsłuchuję się w odgłosy lasu, które niesamowicie pobudzają wyobraźnię. Z radością stwierdzam, że mimo temperatury oscylującej w okolicy zera stopni, w namiocie i śpiworze jest naprawdę ciepło. Zasypiam nad ranem, niedługo potem budzi mnie dźwięk pił spalinowych – jacyś drwale urządzili sobie wyrąb niedaleko.
Dzień drugi – mazurski objazd
Słońce już ładnie świeci rozpraszając nocny przymrozek, nad jeziorem stoją gęste mgły. Krystian wyciąga swoją kuchenkę gazową oraz… patelnię, tak patelnię! i smaży jajecznicę. Czasami mocno zastanawiam się gdzie on to wszystko mieści. Po obfitym śniadaniu zwijamy manele, juczymy motocykle. Wyciągam mapy topograficzne mazur i rysuję trasę. Żegnamy się z Rosiem, i w drogę.
Jest plan aby jechać wzdłuż wschodniego brzegu Śniardw, na ile to możliwe drogami szutrowymi. Za Piszem obijamy na miejscowość Zdory, w zdorach kierujemy się zgodnie z drogowskazem na punkt widokowy o tajemniczej nazwie półwysep Szeroki Ostrów. Prowadzi tam niesamowita droga polna, marzenie każdego ciężkiego endurowca. Jest susza, tylnymi kołami wzbudzamy kurz. Półwysep okazuje się niesamowitym, przepięknym kawałkiem ziemi mocno wciętym w Śniardwy. Ze sporego pagórka podziwiamy panoramę całego jeziora. Idealne miejsce na biwak, postanawiamy ruszać dalej ale pewnikiem jest, że wrócimy tu na noc.
Poprzez las piaszczystą drogą wpadamy na „wysoki brzeg” kolejne urokliwe śniardwiańskie miejsce. Brzeg rzeczywiście jest wysoki, na dole leżą duże, wypłukane z dna kamulce. Chciało by się dłużej pokontemplować ale widzę, że chłopaki są żądni dalszej jazdy więc daję sygnał do odjazdu. Zostawiamy największe polskie jezioro z tyłu. Za miejscowością Cierzpięty długim szutrem ciągniemy wzdłuż jeziora Buwełno, szutr jest wyłożony jakimś białym sypkim czymś, wzbudzamy ogromne tumany kurzu, widoczność tak spada, że musimy uważać aby na siebie nie powpadać. Za Miłkami śródwioskowym asfaltem, szwendając się, kilkakrotnie gubiąc drogę docieramy do jez. Kruklin. Za leśniczówką o tej samej nazwie, duktem, chyba legalnym bo szlabanu nie było, gnamy na Kruklanki. Po drodze napotykamy ruiny mostu, jest tak mocno spróchniały, że ledwo utrzymuje nasz ciężar.
Plan przewidywał że będziemy jechać dalej na północ, na Mamry i dalej za Węgorzewem drogą po dawnym torowisku, aż do granicy z Obwodem Kaliningradzkim, ale jest już popołudnie i czas zawracać na na biwak na półwyspie Ostrów szeroki. Tym razem chcemy zdążyć na długo przed wieczorem aby mieć czas na spokojnie rozbić obóz i trochę pobiesiadować.
Wypadamy na DK63 na Giżycko, potem jedziemy malowniczą trasą 643 brzegiem jeziora Niegocin a potem Jagodne. Jest już późne popołudnie, na mazurskich drogach zupełna pustka. Dla nas mazowszan przyzwyczajonych do ciągłego slalomu między czterokołowymi puszkami, taka sytuacja to miód na serce. Dołożyć to tego należy pomarańczowe, październikowe słońce przebijające się przez gęsto nasadzone, przydrożne drzewa obleczone czerwonymi liśćmi. Na Mazowszu już w zasadzie powycinano przydrożne drzewa.
Po drodze na chwilę stajemy na odpoczynek, przy moście przez kanał łączący jakieś jeziora, spotykamy całe rodziny łowiące małe rybki wielkości palca, jedna za drugą. Waldziu domaga się sklepu spożywczego, cóż mogę poradzić jak przy trasie nie było żadnego. W końcu dopadamy jakiś spożywczak, robimy zaprowiantowanie, jak również kupujemy mikroskopijne ilości napojów wyskokowych. Dziwi nas fakt że mimo trzech towarów na krzyż, wysokich cen, mrukliwego sprzedawcy patrzącego spode łba, sklep ma tak duży popyt. Parking pełny, całe stada grup dyskusyjnych za sklepem.
Udało się tak jak planowaliśmy, na Szerokim Ostrowie jesteśmy sporo przed zmierzchem. Gdy kończymy zakładać obóz całe Śniardwy robią się pomarańczowe, zaczyna się zachód słońca. Takiego intensywnego koloru nie widziałem nigdzie, nawet na najbardziej kiczowatej pocztówce z wakacji. No może sos ze słoja z gołąbkami które właśnie wsunął Krystian, miał podobny odcień.
Zbieramy drewno na bobrowym żerowisku, rozpalamy ognicho. Impreza nie trwa długo, głodowe racje napojów rozgrzewających skończyły się szybko. Tej nocy zasypiam bez problemu, szemranie jeziora robi swoje. O drugiej w nocy zaczyna się rykowisko, ale rogacz jest tylko jeden i już po godzince kończy swą pieśń.
Dzień trzeci – powrót
Poranek jest rześki, w nocy musiał być przymrozek, na namiotach są kryształki lodu. Nocna wilgoć z jeziora po przemaczała cały equipment. Rozkładamy wszystko na szybko rozpalającym się słońcu.
Krystian znów daje popis smażenia jajecznicy w warunkach polowych. Robi się na tyle sielsko, że żałujemy, że nie możemy zostać tu na cały dzień. Wygaszamy ogień, staramy się nic po sobie nie zostawić, nawet zbieramy śmiecie które były tu przed nami. Wczesnym przedpołudniem ruszamy w drogę.
Chcąc uatrakcyjnić trasę, zamiast gnać prosto na Warszawę odbijamy na wschód. Za Szczuczynem jedziemy malowniczą trasą z widokiem na Biebrzę. Zatrzymujemy się na chwilę i z tarasu widokowego podziwiamy ogrom biebrzańskich łąk. Po przejechaniu przez Wiznę kierujemy się na Bronowo, gdyż tam jest most przez Narew, a za mostem nic tylko łąki i piękna żwirowa droga na grobli.
Okazuje się, że most jest w remoncie w kompletnej rozbiórce, na domiar złego długo nie było stacji, a z paliwem bardzo krucho. Nie ma wyjścia trzeba nadłożyć drogi i wrócić się do mostu w Wiźnie i od tamtej strony przedostać się na narwiańskie łąki. Opłaciło się, lecimy fajną długą żwirówką rozjeżdżaną przez maszyny rolnicze podczas sianokosów.
Trzeba uważać bo w drodze są spore doły i walają się duże kamienie.Krajobraz stanowią łąki po horyzont gdzie nie gdzie poprzetykane pojedynczymi drzewami. Paliwa coraz mniej a my ciągle w głuszy, jak staniemy w polu to jako nawigator dostanę po uszach. Jaki szaleniec jest w stanie ułożyć w Polsce trasę tak, że przez 180km nie ma stacji benzynowej?
Opuszczamy łąki i pod górę, klucząc przez wioski wpadamy do Zambrowa. Dopadamy CPN i tankujemy do pełna. Waldziu i Krystian otrzepują się z grubej warstwy kurzu, wyglądali jakby z jakieś pustyni wrócili. Ja jestem czyściutki, jechałem z przodu. W zasadzie najlepsze chwile wypadu tu się kończą, dalej już tylko powrót do domu.
Najpierw DK 63, potem przez Kossów Lacki dojeżdżamy do Węgrowa. Już za Węgrowem zaczyna się robić tłoczno, wiadomo stolica się zbliża, do tego jeszcze jest niedziela wieczór. Krystian odbija pod Mińskiem na A2 i leci do Wa-wy, a raczej jak się potem okazało nie leci, tylko przeciska przez permanentny zastój drogowy. My z Waldziem szczęśliwie docieramy do domu po długotrwałej, już nocnej, walce na DK50.
MAPA: Dzień pierwszy – na Roś!
Wyświetl większą mapę
MAPA: Dzień drugi – mazurski objazd
Wyświetl większą mapę
MAPA: Dzień trzeci – powrót
Wyświetl większą mapę